niedziela, 29 lipca 2012

Nasz las tropikalny

Tak by mogl wygladac opis naszej trzydniowej marszruty przez Park Tyrona.

A my to tak opiszemy.
Widoki naprawde super.


Szlismy przez las deszczowy, w ktorym wilgotnosc dochodzila chyba do 320% :), pozniej szalejace fale morskie a na koncu skwar i 20min spacer po piachu. Wszystko po wyznaczonych trasach , po ktorych przedzieraja sie turysci z kazdego zakatka swiata. Co krok pola namiotowe, hamakowe, restauracje.





Po zolwiach tylko pozostaly tablice informacyjne.
Po najbardziej dusznej nocy swiata ruszylismy przez wzgorza do zaginionego miasta i dalej do wyjscia. Z plecakami wspinalismy sie w gore mijajac weze, mrowki, i homo turisticus.

Mini zaginione miasto okazlo sie naprawde zaginionym bo pozostal tylko jeden szalas, w ktorym zostalismy na noc gotujac mnostwo herbaty i posilajac sie kokosami.
Indianie.
Faktycznie pojawily sie wioski indianskie. Indianie mieszkajacy tam wiedli normalne wiejskie zycie, tyle ze w tradycyjnych strojach, a mlodzi chodzili z mp3 na uszach popijajac cole.

sobota, 28 lipca 2012

Las tropikalny wg. ...

Wedlug Tony`ego Halika:
Szlakiem dzikich plemion. Wyruszylismy do tropikalnego lasu aby odnalezc rdzenne ludy Ameryki Poludniowej. W drodze zatrzymujemy sie na zlotych plazach, na ktorych niegdys staly stopy hiszpanskich konkwistadorow. Podziwiamy widoki z identycznej perspektywy jak kiedys marynarze Santy Marii. Docieramy do wioski indian, poznajemy ich sposob zycia, a gotowane korzenie juki staja sie takze naszym chlebem.




Wedlug Jacka Palkiewicza:
Rambo i Robinson Cruzoe nie umywa sie do nasze ekspedycji. Z maczetami krok po kroku przedzieramy sie przez tropikalna gestwine. zywimy sie tym co daje Natura   tj. larwami motyli, kokosami i owocami mango, nie dalismy sie pokonac.




Wedlug Martyny Wojciechowskiej:
Pojechalismy do dzungli z zaprzyjazniona stacja telewizyjna, z plecakami wypchanymi zeszytami szkolnymi i in. materialami pomocy dla biednych niedozywionych indianskich dzieci. Po drodze zatrzymalismy sie na plazy w rezerwacie przyrody aby pomagac ginacym gatunkom zolwi skladac jaja w ich naturalnych warunkach i aby nasza misja byla bardziej mega- , giga-, pro- , ecoprzyjacielska.



,jutro nasza wersja :)

poniedziałek, 23 lipca 2012

Santa Marta i Barranquilla

Jest poludnie, sloneczko pali i co najwazniejsze jestesmy juz legalnie na terenie Kolumbii . Jest inaczej, jest gwarno, brudno ale za to mozna kupic hamaki, kapelusze roznego rodzaju, torebki indianskie i in. wyroby mowiace ze jestesmy w kraju indian.Bierzemy wieczorny autobus do Santa Marty, cholernie drogi. Wlasnie drogi. 600 kilometrowy odcinek pokonujemy w 14h. Przez pierwsze 4h wijemy sie serpentynami po Andach po klepisku i przeciskajac sie miedzy ciezarowkami.

Santa Marta bardzo turystyczna. Plaza, morze, blisko do gor Sierra Nevada (gdzie wybieramy sie tam pod koniec miesiaca).
Ja jako "bialas" doswiadczam nowego.
Madzia latwo wtapia sie w kolumbijski tlum niczym kameleon. Ja niestety wygladam jak Niemiec albo co gorsza jak gringo czyli bialas z USA. Trzeba cos poradzic bo czuje sie jak w murzyn w Polsce.



Jedna nocka w Santa Marta w najbardziej eksluzywnym i lanserskim hostelu w jakim do tej pory spalismy i ruszamy do Kathy do Barranquilla na urodziny. Sama Barranquilla jest miastem przemyslowym wiec mieszkamy w pieknym domu, bujamy sie po plazy i obiadamy sie kolumbijskim jedzeniem.




PS. ¿Dlaczego nikt nie pisze komentarzy? ¿Ktos to w ogole czyta? 


W GALERII pojawily sie zdjecia i filmiki.


sobota, 21 lipca 2012

Merida

Nadal Wenezuela, tzn. jestesmy juz w Kolumbii ale o tym pozniej. Merida to bardzo przyjazne miasteczko, w ktorym mnostwo tanich hotelikow i wszystkiego. Tu odkrywamy prawde, ze Wenezuela jest niedrogim krajem dla turystow. W Meridzie mnostwo wycieczek jedno- lub kilkudniowych. Nie decydujemy sie na zadna bo albo pora nie ta /teraz mamy deszczowa i wszystkie anakondy sie chowaja/ albo trzeba czekac kilka dni na zebranie ekipy. Na pewno warto tu przyjechac w grudniu-styczniu aby podziwiac kapibary, lapac anakondy czy lowic piranie na Los Llanos.



Nastepny dzien to kierunek Maracaibo a dalej w planie juz Kolumbia. Szybko okazuje sie ze nia ma juz biletow do Maracaibo wiec jedziemy do San Cristobal, a dalej taksoweczka do Kolumbii.
Tu przydarza nam sie dziwna historia. Pan taksiarz nie zatrzymal sie na granicy, bo niekt nas nie zatrzymywal !
I tak nielegalnie przedostalismy sie do Cucuty :)

środa, 18 lipca 2012

Caracas, Venezuela

Szybka decyzja, kupujemy bilety na 0,5h przed odlotem potem noc na lotnisku i przylecielismy na lad. Ogromna ulga, czlowiek od razu lepiej sie czuje gdy wie ze juz nie bedzie statkow, fast boat'ow, promow, wodnych taksowek i nic podobnego go nie spotka w najblizszym czasie:) za to takie stwory chodza sobie luzem:

Iguany sa niegrozne, podobno jak ugryza to tylko moga zlamac palca.
CARACAS - wszyscy mowili, ze miasto bardzo niebezpieczne. Na pewno cos w tym jest bo mieszkania sa zakratowane jak tylko sie da, w byle sklepiku tez zalatwia sie wszystko przez krate. Miasto niczym szczegolnym nie zachwyca.



Jest kolejka linowa na otaczajace miasto gory, centralny plac etc. A nad wszystkim czuwa wszedobylski plakat Chaveza, ponadto ulotki Chaveza, piosenki o Chavezie a nawet wielki dmuchany Chavez. Dla dobra kraju pan prezydent przesunal czas o pol godziny, zmienil flage, godlo, banknoty, wszystko dla socjalistycznej ojczyzny. Sam nazywa siebie sercem kraju i reinkarnacja samego Simona Boliwara. Niedlugo wybory ciekawe czy nadejda zmiany? Narod powatpiewa.

niedziela, 15 lipca 2012

The Grenadines

Niestety opuszczamy Vinvy Mass, a moze jeszcze male przypomnienie co to:


Z portu zgarnia nas znajomy Eddy`ego i plyniemy do Benguai (podobno czyta sie to back-way /bek-lej/) i tyle co mozemy powiedziec o tej wyspie.
Z rana zbieramy dupy tzn. jedna fajna damska pupeczke a drugie to pupsko z wyra bo prom czeka u bram.
Union Island oczarowala nas. Prawdziwie rajska wyspa a jej wymiary to bagatela 2x5km.





Na drugi dzien ladujemy sie na prom do Carricou a to juz inny kraj - Grenada. Stamtad szybko na wyspe Grenada i pol godziny przed wylotem samolotu udaje nam sie kupic bilet na lad, do Caracas :)

sobota, 14 lipca 2012

Vincy Mass



Nasz pobyt na St Vincent mial byc szybki i krotki ale w koncu odbywal sie najwiekszy festiwal na wyspach. Ostatni dzien festiwalu odbyl sie pod znakiem w kolorowych, przybranych piorami, skapych strojach. Starzy i mlodzi, kobiety i mezczyzni, poprostu magia karnawalu. Ledwo koguty skonczyly piac na ulicach Kingston zabawa na calego.
Piwo, rum, drinki, dobre jedzenie i niesamowita zabawa.



środa, 11 lipca 2012

Saint Vincent

Wyspa Saint Vincent - pierwsze wrazenie, totalna rozperducha.



Trafilismy na coroczny festiwal VINCY MAS 2012.  Przylecielismy rano o 10 i widzimy burdel i smieciowisko jakich malo, ludzi spiacych wszedzie. Myslimy "Kurza twarz, gdzie my jestesmy?". Wieczorem okazauje sie ze, w miescie jest mega, giga festiwal tanca, muzyki, picia i seksu, wiec pelne zrozumienie dla rasta-blasta, ze sobie spia po rowach. Potem krotka pogawedka z miejscowym i zostaje nam polecony rum 'Sunset'. No to cyk do baru na malucha. Powiem tyle, 'Sunset' ma 84.5%!! Jezeli ktos chce sprobowac, pisac - wyslemy.


poniedziałek, 9 lipca 2012

Barbados


Pierwsze podsumowania, ludzi ktorzy staraja sie opisac najdokladniej to co widza i jak odczuwaja. Ludzi, ktorzy po 7 miesiecznym pobycie w Poznaniu, nie zaplaca za taksowke 20 barbadowskich $ tylko beda czekac na autobus ponad 40 minut, ktory i tak nie przyjedzie. Jestesmy ludzmi, ktorzy przechodza obok kosciola (w przewodniku napisali, ze warto) i mowia, "aha, spoko wyglada jak kosciol".
Za to buzki nam sie ciesza jak wskakujemy do autobusika a tam na full radio i soca czyli muzyka jak ponizej:

http://www.youtube.com/watch?v=nawMNyYT9ws&feature=relmfu

Autobus pedzi az lzy w oczach sie pojawiaja bo wszedzie okna pootwierane i czujesz sie jakbys jechal na moto bez kasku. Wszystkie "PKSy" prowadza do stolicy Bridgetown. Wracamy pewnego wieczora przez Bridgetown i jak zobaczylismy auta z otwartymi bagaznikami a w nich jedzenie to nie umielismy sie powstrzymac. To jest wlasnie nasz styl.

 Barbados - kraj ludzi,  ktorzy bardzo szybko obrazaja. Wystarczy raz ich zanegowac a juz czlowiek nie chce z Toba rozmawiac. Foszek i koniec.
Oczywiscie plaze, morze i wyluzowani ludzie. Z wywiadu srodowiskowego wyglada, ze oni maja tu jak paczki w masle, a mysla ze maja kryzys.
Kazdy na ulicy Cie pozdrawia, zagaduje i zyczy milego pobytu.

 



Caly tydzien spalismy u Eddy`ego. DJ z pasja do muzyki a szczegolnie do wczesniej wspomnianej salsy. Mozna o nim pisac i pisac, niezwykle ciekawa postac, majaca wiele znajomych na calym swiecie. Pokazal nam kawal zycia na Barbadosie. Np. dzis sie okazalo, ze jego sasiad /Steve/ jest dobrym kumplem  i po wspolnej kolacji poszlismy do niego do domu ... kapac sie w basenie i pic drina.


niedziela, 8 lipca 2012

Ryba wg DJ Eddiego i inne przysmaki

Potrzeba:
Tilapia albo inna ryba np morszczuk platy
Limonka albo cytryna
Pomidory
Chilli
Cebula
Zielona papryka
Seler naciowy
Czosnek
Mleczko kokosowe z puszki albo kokos (przepis na mleczko na koncu)

Robi sie tak:
Rybe natrzec sokiem z limonki (cytryny) i przyprawic na ostro np chilli albo inna ostra przyprawa. Oproszyc maka i smazyc platy zlozone w poprzek na pol z kazdej strony chwile (nie zbyt dlugo). Czosnek i odrobine swiezego chilli podsmarzyc w garnku na niewielkiej ilosci oleju, dodac pomidory i dusic potem dodac rybe i dalej dusic. Dodac powoli mleczko kokosowe (identycznie jak dodaje sie smietane do sosu, powoli i mieszac). Na koncu jak sie wszystko polaczy dodac papryke zielona pokrojona drobno, cebule i seler naciowy, krotko dusic doslownie chwileczke bo maja byc chrupiace. Podawac np. z ryzem.




Mleczko kokosowe:
Miazsz z kokosa pokruszyc na srednie kawalki i z odrobina wody zmiksowac w blenderze na papke. Dodawac miaz stopniowo ale nei dolewac wody. Odcedzic na drobnym sitku wyciskajac dokladnei rekami. Powstanie konsystencja tlustej smietany. Wiorki odcisniete mozna zasuszyc i wykorzystac do ciasta.

a ponizej napoj o smaku kokosowego mleczka, lokalne piwo i chipsy z juki.


Owoc chlebowy (bread fruit) - zupelnie taki sam jak ziemniaki w smaku i zastosowaniu, tylko rosnie na drzewie. Mozna smazyc jak frytki (zdj.), gotowac i robic purre.



środa, 4 lipca 2012

Pierwsze kroki na Barbados

Za nami dopiero pierwszy dzien na Barbados.
Bedac na rajskiej wyspie grzechem by bylo nie zaczac od plazy. No coz:



Pozniej maly rekonesans w sklepie samoobslugowym, w ktorym jest wiecej pracownikow niz klientow :), i atak na stolice. No i tam pochlonela nas ta "mega" metropolia (wielkosci Piotrkowa Trybunalskiego).
.
 .

Wykonczeni nie wiadomo czym, podazamy na polnoc do miasteczka, w ktorym trase konczy nasz busik - Speightstown aby obejrzec mecz krykieta. Zasad tej gry nie udalo nam sie wywnioskowac.

podobno oryginalny Bajan Domek