piątek, 28 września 2012

Kanion Colca, czyli kazdy zna Jurka

Zarzekalam sie, powtarzalam milion razy w kolko "nie pojde w zadne gory, wedrowki - NIE, pot, krew i lzy to nie dla mnie, IDZ SAM!" i co... i zero konsekwencji. Wystarczylo ze pani w agencji turystycznej pokazal mi ladne zdjecia i nawinela makaron na uszy i juz wstalam jak ranny ptaszek o 3 w nocy z plecakiem pelnym wody i gotowanych jajek, gotowa do marszu.



 
Historia Kanionu Colca wiaze sie z Polakami, bo to wlasnie polska ekipa kajakarzy udowodnila, ze jest to najglebszy kanion na swiecie, Wielki Kanion w USA to pikus (no dobra Pan Pikus).Gdy dumnie poinformowalismy przewodnika gorskiego ze jestesmy Polakami, przywital nas frazami "idziemy!, polska wodka, czesc Jurek".



 Z tego co czytalismy byly dwie glowne ekspedycje, pierwsza w 1981 gdzie wspomniany Jurek (Majcherczyk) byl kapitanem pontonu i druga ekipa w 2008 roku pod tym samym kierownictwem. Zainteresowanych odsylam do Wikipedii.



Krew, pot i lzy okazaly sie jednak rzeczywistoscia a nie tylko obawa, krew z nosa, ale zawsze krew;) Bylo ciezko, ale powtorzylabym to na pewno. Widoki i duchy inkow CZAD!

Taki ot sobie zwyczaj z czasow prekolumbijskich (nie wiem czemu nie mowi sie prekolumbowskich - moze ktos bardziej obeznany z j.polskim mi wyjasni;)), jak przechodzili przez przelecz, w drodze nad pacyfik ukladali wiezyczki z kamieni na pomyslnosc dalszej drogi.

Jak zobaczylam Lamy i Alpaki to cieszylam sie jak dziecko, potem jadlam ich miesko - pychaaaa



środa, 26 września 2012

Pustynia

No i sie zaczelo. Szybki teleport na poludnie i wsiadamy na nasze rowerki z wielka przyjemnoscia. Slonce prazy, a przed nami plan na 250km. Ku naszemu zadowoleniu doge jest szeroka z poboczem. Auta juz nie trabia i sepy nie kraza.




Zacumowalismy, a jakze w dosc turystycznym miejscu gdzie agencja stoi obok agencji niestety same turystyczne. Wysylaja bialasow na wydmy. Mowia, ze tu zaczyna sie Atacama.

A my aby pokazac wszystkim jacy z nas twardziele pojechalismy tam na rowerach. Widoki niecodzienne i trudno porownac do jakichkolwiek. 


Peszek. Akurat dzis, nie wczoraj, nie jutro rozpetala sie burza piaskowa. Predkosc poruszania sie to 3km/h.


Bylismy wyczerpani dlatego postanowilismy, ze jedno z nas zje drugie (wiadomo ze Madzia by sie nie najadla mna). Dlatego w polowie drogi zostalem sam.


 Przed ta akcja desperacji obserwowalismy razem flamingi.

 

  Szybka petla wyznaczona trasa i powrot do wsi. Piach byl wszedzie (brak szczegolowych opisow gdzie byl piach).


 Po tym polknelismy 80km odcinek jak pelikan rybke. Widoki prez 8h bez zmian.


Jakby ktos chcial kupic 100ha pustyni, nr telefon na zdjeciu.
 I oto one Linie Nazca, takie cieniutkie !!
 


A po tym dalej traktorem, ciezarowka i autobusem do Arequipy, czyli Kanionu Colca, czyli c.d.n.

niedziela, 23 września 2012

Ludzie w Peru

Jest to nowosc dla nas. Po pierwsze patrza sie na nas jak na ufo. Niektorzy od razu smieja sie z nas (jeszzcze nie ustalilismy z kogo).
Ciekawa sprawa sa zakupy. Wchodzisz do sklepu a tu nic. Nikogo nie obchodzi, ze stoisz z mandarynkami gotowymi do zwazenia. Wchodzisz do knajpy cos zjesc, mowisz 3x "dzien dobry" i nic. Po 5 minutach wychodzisz glodny bo nikt sie toba nie zainteresowal. Jak zapytasz o cos na ulicy to zdaza sie, ze mowicie w jednym jezyku to sie nie rozumiecie.
I tak zle, i tak nie dobrze. Na polnocy (szczegolnie w Kolumbii) bylismy juz zmeczeni ciaglym nagabywaniem do zakupow. "La orden amigo" (w turystycznych miejscach) lub "la orden senior" (w miejscach o malym natezeniu turystycznym) snilo nam sie po nocach. Ze skrajnosci w skrajnosc.
Osobna nacja w Ameryce Lacinskiej sa kierowcy autobusow dalekobieznych i ich krzykacze (facet caly dzien drze ryja ze autobus juz odjezdza do miejscowosci X). Tyle batali juz zwojowalismy, ze godzinami opowiadac. Moze w nastepnym odcinku ;)

niedziela, 16 września 2012

Lima

Myslelismy, ze Bogota jest ogromna, bo jest.
Lima jest jeszcze wieksza. W Limie zarysowuja sie ogromne roznice spoleczne pomiedzy dzielnicami.
Przedmiescia stolicy sa podobne do polnocnej czesci kraju. Pustynia, domki-lepianki i zauwazalna bieda. Centrum, ktore jak kazde centrum latynowskich miast nazywa sie Historical Centrum posiada oczywiscie stare budynki, a na ulicach ludzie wygladajacych na nie za bogatych.



Od kilku dni spimy w hostelu (noclegownia typowo dla turystow). Ten akurat jest bardzo przyjemny i nie ma  imprezowiczow, hulanek i rozpieszczonych bachorow. Hostele sa w dzielnicy Limy kompletnie odpbiegajacej od tego co widzielismy. Inny swiat. Bogactwo i zycie na bardzo wysokm poziomie. Odnosimy wrazenie, ze ludzie mieszkajacy tu sa zamknieci w jakiejs szklanej kuli, z ktorej nigdy nie wychodza.






W skrocie. Lima to przystanek dla tych, ktorzy chca zobaczyc Machu Pichcu i inne atrakcje Peru, ktorych jest mnostwo.

piątek, 14 września 2012

Ekwador

Do Ekwadoru mozna przyjechac chocby po to aby szwedac sie wulkanach. Jest ich cale mnostwo i bardzo latwo znalezc do nich droge


ale trzeba uwazac bo niektore wybuchaja co dwa dni


 a wtedy trzeba uciekac

Jak nie wulkan to trzesienie ziemii. I jak tu zyc? :)


Po Ekwadorze podrozuje sie dosyc przyjemnie. Szerokie drogi z poboczem 





Czsami ich nie ma, ale taki urok gor wysokich




Za autobus sie placi w zaleznosci ile czasu chcesz/badz musisz w nim spedzic. Wg schematu 1h = 1 US$ (dolar amerykanski jest oficjalna waluta w Ekwadorze).

 
  Czasami droga sie wydluza i ...




... kilka godzin pozniej wszystko wraca do normy.


Mozna cos zjesc lub kupic na targu.




środa, 12 września 2012

Czy wiesz, ze ...

Co nas ostatnio zdziwilo? Droga w kierunku granicy ekwadorsko-peruwianskiej zostala zbudowana z funduszy Uni Europejskiej! Caly odcinek od Santa Rosa do Huaquillas na poludniu Ekwadoru.

Moze dostajemy za to banany??


niedziela, 9 września 2012

Cuidado piso mojado

Jakos nam czas zlacial az posta nikt nie wyslal :)
W tym czasie przturlalismy sie do granicy ekwadorsko-peruwianskiej poprzez deszcze, zawalone drogi w gorach i takie tam atrakcje. 
Krotki odpoczynek w wiekszej, nieco bogatszej miejscowosci Ekwadoru, czyli w Cuenca i dalej rura. Jazda byla bardzo przyjemna, krajobraz zmienial sie praktycznie co kilometr. Raz jedziesz w gestym lesie po czym za przelecza susza jak diabli.





Ostatni odcinek do granicy (70km) przejechalismy wsrod plantacji bananow odwiedzajac jedna z nich. Trafilismy na sort "niemiecki", czyli banan pierwsza klasa. 




 No i Peru.
Ozesz ku!@#$a, bo nie da sie inaczej opisac tego smrodu, syfu i tego nic dookola. Pustynia jak okiem siegnac. To nic ze 500m od ciebie jest ocean. Zero wilgoci.




Na drodze tez sie jedzie nie za dobrze. Co chwile zjezdzamy z drogi aby przepuscic auto ktore trabi z naprzeciwka bo wlasnie wyprzedza auto, ktore wyprzedza motoriksze. Na poboczy czekaja na nas juz sepy, ktore wlasnie zakaszaja wlasnie jakiegos pieska.
Takiego folkloru sie nie spodziewalismy, ale chociaz jedzenie poprawilo sie i to bardzo i ceny zblizone do polskich.


Decydujemy sie na autobus bo przed nami tylko pustynia. Po 20h jakze dramatycznej jazdy w autobusie (ale o tym moze kiedys opowiemy przy znacznej ilosci alkoholu :) ).
LIMA.