niedziela, 25 listopada 2012

Wyprawa do dzungli

Szumnie zapowiadana wyprawa do jungli zakonczyla sie lekkim brakiem przyslowiowej wisienki na torcie.Po dwoch dniach jazdy autobusami dotarlismy do miejsca poczatku wyprawy. Plan byl prosty: dojechac, wziac lodke (fracht) i plynac rzeka przez 5-7 dni, a pozniej sie zobaczy.


Kto by pomyslal, ze kapitan nie bedzie chcial wziac dwojki prawie sympatycznych Polakow i dwojki francozow. Wlasnie, nie pisalismy nic o Francuzach. Jest ich w Ameryce Lacinskiej cale mnostwo (wiecej niz Niemiaszkow). Przed wyjazdem na nasza wycieczke w swiat myslelismy o Francuzach jako o zadufanym w sobie narodzie, ktory nie uczy sie zadnych jezykow obcych (bo sa chyba zbyt dumni ze swojego). Po doswiadczeniach zebranych tu, wiemy juz, ze to wszystko jest prawda.
Wracajac do kapitana. Nie chcial nas wziac a nastepna lodka wyplynie moze 3 dni, moze 4 dni po tej, ktora jeszcze nie wyplynela. 
Reasumujac.
Siedzielismy w Trinidadzie 4 dni i podziwialismy rozne zwierzaki.





Po tygodniu ciezkiej pracy

mate z kolegami

, jutro kierunek El Chaco, Paragwaj.

środa, 21 listopada 2012

Co Boliwijczyk ma wspolnego z Poznaniakiem?

Obaj nie wyjezdzaja ze swojego miasta nigdy w zyciu! ;)
Niektorzy nawet (mowa o Boliwijczykach) nie wiedza gdzie jest dworzec autobusowy lub kolejowy bo nigdy tam nie byli.
Nie warto pytac co jest za zkretem lub za gorka bo na pewno Cie oklamia, a klamia strasznie. Jedna z teori mowi, ze oni niegdy nie powiedza "nie wiem", a niegrzecznie jest nieodpowiedziec wiec klamia.

piątek, 16 listopada 2012

Koniec z Andami

KM 11193

Przetransportowalismy sie ze slabo prezentujacego sie miasta Potosi (pewnie ze wzgledu na swoj gorniczo-gorsko-nijaki charakter) do miasta cud. Tarija, miasto z innej planety. zastanawialismy sie czy przypadkiem nie przespalismy granicy z jakims innym panstwem i ktos zapomnial nam wbic pieczatki do paszoprtu lub czy nie teleportowalismy sie w czasie.
Skonczyly mi sie koszulki. Niby mozna wszedzie kupic ale po co? Wystarczy wziac udzial w teleturnieju i juz dwie swieze koszuleczki sa w plecaku.

zaspiewalismy "Hej sokoly" - nikt nic nie zrozumial
Niesamowite jak pewne drobne rzeczy potrafia cieszyc czlowieka: supermarket, czyste ulice, ciepelko za dnia i w nocy oraz drzewa. Ostatnie zielone drzewa widzielismy w Ekwadorze !! Tu ich cale mnostwo i palmy...

I dalej w droge aby na dobre wyjechac z gor. Nie bylo latwo.


Droga wiodla raz w gore i w dol, w gore i w dol.
Po 5 dniach bajecznej, meczacej drogi dotarlismy do Villamontes.



Na trasie rozne rzeczy sie dzialy: slyszelismy o groznych wezach grasujacych w nocy i widzielismy spokojnie podazajace pajaki wielkosci reki :) 


/noce wolelismy spedzac bezpiecznie np. u ksiedza na podworku (niemiluch z Wloch)

do kosciola nie chial wpuscic ale swinie na parafie moga wchodzic!!
, w szkole lub niewyremontowanym domu gdzie od 5 rano patrzyly na nas 3 kobietki co to za dziwadla jezdza na rowerach/; jedzilismy pick up´em na pace i cieszylismy sie jak male dzieci, pchalismy 5h rowery pod gore aby pozniej zjezdzac tylko 20 minut i isc spac.






Tam gdzie koncza sie Andy, zaczyna sie YERBA MATE

 Burzymy stereotypy. Turysta nie musi miec plecaka lub walizki na kolkach. Teraz turysta moze wygladac tak:
zostawiwszy rowery jedziemy do dzungli

czwartek, 8 listopada 2012

Nieskalana natura

No i wybralismy sie (tym razem bez rowerow) na boliwijskie wulkany, laguny i pustynie.
NIESAMOWITE.
Dwudniowa wycieczka z trojka francuzow byla swietnia. Dla nas byly to widoki, ktorych nigdzie indziej nie widzielismy.
Flamingi prawie nam jadly z reki.
Widzielismy jeziora, ktore mialy barwe czerona, zolta, zielona i biala. Miejsca, w ktorych obok zamarznietej tafli jeziora plynie strozka goracej wody, w ktorej spokojnie mozna sie kapac. Co chwile jakies mniejsze lub wieksze solnisko wylanialo sie zza zakretu lub zza gorki. Wszystko to otaczaja 5 tysieczniki lub nieziemskie pustynie. Nie mozna zapomniec o gajzerach i bulgoczacym blocie.

Zdjec jednak sobie nie obejrzycie (ani my) poniewaz pewien komputer w pewnym miescie zepsul nam karte pamieci, na ktorym bylo 400 unikatowych zdjec z Salaru de Uyuni i drogi do salaru, Laguny Colorado, Laguny Verde, Sol de Manana, Pustynii Salvadora Dali i innych cudow natury.

Coz wiecej napisac jak tylko polskie przyslowie: "kur!"·a mac!!!"


środa, 7 listopada 2012

Todos Santos czyli Wszystkich Swietych

Na poczatek troche o religijnosci Latynoamerykanow. Co zauwazylismy? Ich modlitwa prawdopodobnie wyglada tak:
"Boze Ojcze Wszechmogacy i Jezu Chryste spraw aby Pacia Mama obrodzila w tym roku i dobre duchy nam sprzyjaly" - to chyba mowi wiele o ich katolicyzmie zmieszanym z innymi wierzeniami.

Inna sprawa to taka ze oprocz naszych katolickich kosciolow, na kazdym kroku znajdzie sie jakis od jehovych albo mormoni albo adwentysci dnia siodmego albo inne cos. Dla nich to chyba plynnie sie miesza i maja srednia wiedze z religioznastwa.

Wszystkich Swietych - obchodzone dosc hucznie w calej Boliwii, jedno z najwazniejszych swiat. Staralismy sie troche poobserwowac tradycje i zwyczaje no i mamy wyniki obserwacji ponizej: 

Ludzi chowa sie nie jak u nas w ziemi ale w grobowcach z betonu, co podobno przyspiesza rozklad. Mowili nam ze po 5-6 latach juz mozna chowac nastepne ciala w trumnach.
 
W rogu mandacik za nieoplacone parkowanie na wiecznosc.

Cale zycie i po smierci w blokach...

Domowy oltarzyk ku czci zmarlych z rodziny.

Poszlismy tez na cmentarz oczywiscie. Tam ciekawa tradycja. Przed brama do cmentarza Rodziny zmarlych ustawiaja stoly, na ktorych jest zdjecie nieboszczyka i slodycze! Tak, mnostwo slodyczy i czasem wino :) Do tego dluga kolejka osob, ktore w zamian za modlitwe w intencji zmarlego dostaja worek slodyczy i kielonka wina :) 

czwartek, 1 listopada 2012

Morales hace obras, Dios hace obras

Jesli ktokolwiek z Was myslal o odwiedzeniu salarow, nadodatek lubi spartansko-biwakowe warunki, to oglaszam wszem i wobec spieszcie sie! Szanowny Pan Prezydent Evo Morales buduje asfalt w strone Salaru de Uyuni w tempie rakietowym.Obras de Presidente.


Jeszcze trzy lata temu nie mialam zielonegop pòjecia, ze cos takiego jak salar istnieje. Teraz turlalam sie rowerem przez 9 dni i 300 km po drogach bez asfaltu. Niewiarygodne! Obras de Dios.
Bylo cholera ciezko, ale w 100% warto.





Najciekawsze z noclegow:

  

troche cienia


Trzecia chata z lewej to kafejka internetowa, uwierzycie?








P.S.
Niech Was nie zmyla nasze koszulki (te same na kazdym zdjeciu), to nie dzialo sie jednego dnia ;)

Zjdecia z salaru wkrotce, wypatrujcie...