Etykiety
Ameryka Poludniowa
(41)
Azja
(27)
Boliwia
(11)
Kolumbia
(10)
Indie
(9)
Karaiby
(8)
Peru
(8)
Wietnam
(8)
Kulinaria
(7)
Barbados
(5)
Rower
(5)
Argentyna
(4)
Ekwador
(4)
Japonia
(4)
Brazylia
(3)
Czy wiesz ze ...
(3)
Paragwaj
(3)
St Vincent and The Grenadines
(3)
Wystartowali
(3)
Korea
(2)
Tajlandia
(2)
Wenezuela
(2)
Buenos Aires
(1)
Dakar
(1)
Kambodza
(1)
Malezja
(1)
Porady
(1)
Urugwaj
(1)
środa, 26 grudnia 2012
piątek, 21 grudnia 2012
Urugwaj, bulka z maslem
KM 17413
Na granicy obylo sie bez niemilych niespodzianek. Byl tylko jeden problem, moze dwa.
Na moscie granicznym okazalo sie, ze po pieczatke mamy podreptac 4 km na zad, drugi problem to po pieczatke urugwajska mamy isc 7 km do przodu. Ech, przydalyby sie wrotki ;)
Na moscie granicznym okazalo sie, ze po pieczatke mamy podreptac 4 km na zad, drugi problem to po pieczatke urugwajska mamy isc 7 km do przodu. Ech, przydalyby sie wrotki ;)
Opisywanie iscia pozwole sobie ominac, wieczorem znalezlismy sie w Montevideo.
Miasto spoko, nie brzydkie, nie ladne. Takie, spoko :) Maja plaze, maja duze budynki, miliony komarow
i pija yerbe na cieplo.
i pija yerbe na cieplo.
Ciekawostka.
Wszyscy mowia, ze drogie do zycia kraje to Kanada, Japonia i Australia. Nikt nie wymienia Urugwaju. Ceny szaleja. Piwo w sklepie 7 zl, bagietka 4,5 zl, mrozona pizza w dyskoncie DISCO 25-30 zl, strefa dobrych cen w McUsiu 7 zl i nie ma tam cheesburgera !!! Jakies lepsze dwa hamburgery na miescie 80 zl. Tego sie nie spodziewalismy.
środa, 19 grudnia 2012
Alojamento - czyli jak spac
Opowiesci o noclegach w Ameryce Poludniowej jest bez liku. Jedne nudne jak flaki z olejem , inne straszne a nastepne nawet potrafia rozsmieszyc. Sa takie, ktore z roznych powodow utknely nam mocno w pamieci.
Jak do tej pory miejsc, w ktorych nocowalismy bylo ponad 90.
Nazw na nocleg to oni maja tu sporo - motel, posadas, hostal, residencial (klasy A, B, C), alojamento, hotel, hostel, hosteleria. I wez sie czlowieku polap, gdzie spac.
sex - motel |
Co charakteryzuje nasze noclegi. Sa tanie, czesto male, bez okna na swiat (ewentualnie okno na korytarz)
sa na drugim pietrze
i zawsze da sie w nich zrobic mega balagan
czesto gesto delikatnie mowiac, nie sa idealne :)
Od czasu do czasu pozwalamy sobie na odrobine luksusu. Basen, hamaczek, telewizja ...
Milo nam jest jak ktos ze znajomych zaprosi nas do siebie, a potem u znajomych naszych znajomch
a) w pokoju
b) w niedokonczonym domku, na sianie
c) w korycie rzeki
d) z indianskiej chacie
e) w chacie z blota
f) w oborze po lamach
etc.
Zdarza nam sie, ze jestesmy bezdomni *
* nauczka, jak sie spi na lotnisku ukradnij/pozycz z samolotu kocyk bo klima mrozi
sobota, 15 grudnia 2012
Krotki post nt. Brazylii
Spedzilismy baaardzo milo czas z Gisele i jej rodzicami.
Nie pamietamy kiedy czulismy sie tak dobrze u kogos obcego w domu. Bylo zwiedzanie miasta, wspolne posilki, disco etc.
Wyglupom czas koniec
dlatego niedlugo zbieramy sie do granicy z Urugwajem bo wydalaja nas z kraju :)
Dokument wydalenia z kraju w ciagu 3dni :) - Lukasz ma taki sam |
Miasto w sobie nie jest oszalamiajace. Jest duze, tzn.. wszystko tutaj wyglada jak w Nieczech: drogi, ludzie, nawet waluta jest tocka w tocke.
Brazylia to inny swiat, bogatszy, bardziej rozwiniety a jednak zadziwia nas pewnymi rozwiazaniami, ktore wg. nas nie do konca sa zrozumiale.
Na przyklad system jedzenia w restauracjach, malych barach szybkiej obslugi, picia w knajpach i dyskotekach.
Wchodzac do srodka dostajesz kartke z imieniem, na ktorej kelner/barman zaznacza co do tej pory zamowiles/as. Na koniec zabawy z takim "totolotkiem" stoisz w czasami ogromnej kolejce po to aby zaplacic za to co zostalo zamowione. Zgubienie kartki grozi oplata 150 Rs. Od razu dalo mi do myslenia, jak mozna oszukac system. Zbiera sie 10 chlopa, pija na umor ale wszystko zapisywane jest na jednej kartce, jezeli rachunek wynosi wecej niz 150 Rs kartke nalezy zgubic (ot taki pierwszy lepszy pomysl). No ale jak juz wspomnielismy tu jest jak w Niemczech - oni sa uczciwi.
Co nas jeszcze zaskoczylo:
PS. zaktualizowana zostala mapa (zakladka TRASA) i pojawilo sie kilka nowych fotek w galerii
środa, 12 grudnia 2012
Nielegalni
Po wodospadach Iguazu nastepnym celem jest Porto Alegre (jakies 1300 km przez 3 kraje). Nie wiedzac jak zrobic to optymalnie zwyczajnie zaczelismy sie pchac byle do przodu.
I tak w Posadas (juz Argentyna) natknelismy sie na zwyczajna rodzinke, mlode malzenstwo z dzieckiem i dziadkowie. Opowiedzieli nam, ze jada autobusem w kierunku granicy z Brazylia i stamtad mozemy przedostac sie do Porto Alegre.
Po milej rozmowie zaprosili nas do siebie. Co sie okazalo:
Nie sa ze soba spokrewnieni, maja domek w lesie, ktory nie nalezy do nich tylko do "organizacji", wyznaja i glosza dobre imie Jezusa i nazywaja siebie misjonarzami-apostolami i maja swojego proroka.
Trafilismy na jedna z setki panujacych tu sekt. Po czym okazalo sie, ze prom do Brazylii bedzie dopiero za dwa dni bo w weekendy nie plywa :D
Mysli mielismy rozne.
Spedzilismy dwa dni w milej atmosferze, nie wdawalismy sie w szczegolowe dyskusje o wierze. Sluchalismy z uwaga co maja do powiedzenia, nie byli nachalni, bo chyba nie widzieli w nas swojego celu. Celem ich sa ludzie trudni, narkomani, alkoholicy, ludzie z patogolicznych rodzin.
nowy image |
Zarabiaja gloszac nauki na ulicach, spiewajac piosenki w autobusach, rozdajac kalendarzyki i proszac o co laska. Jak to Madzia nazwala: "zorganizowana grupa zebracza, z dorobiona ideologia".
W poniedzialek pozegnalismy sie ze slowem milosci o 6 rano i poszlismy na nogach do wsi. Tam lodka przeplynelismy do Brazyli a po tej stronie nie ma budki z nazwa MIGRATION.
Jestesmy u Gisele (kolezanki Madzi z Indii) w Porto Alegre bez pieczatki wjazdu do Brazylii i bez rejstracji w systemie. Jestesmy tu nielegalnie :):)
sobota, 8 grudnia 2012
Technika do bani
Krotko i na temat.
Nie uwierzycie, ale jednak tam bylismy. Znow WINDOWS 7 zezarl nam karte ze zdjeciami.
Co tam bylo?
Mennonici, o ktorych byla mowa wczesniej.
Najwieksza wodna elektrownia swiata, ITAIPU.
Najwieksze skupisko wodospadow swiata, IGUAZU.
Na poczatku nie robily wielkiego wrazenia, ale im dalej sie szlo pomostem tym czlowiek stawal sie bardziej mokry. Ogromne i mocno szumiace wodospady. Czad. Zwiedzilismy je ze strony Brazylijskiej.
Od pòczatku.
Zajechalismy do miejscowosci Ciudad del Este. miejscowosci podzielonej rzeka na trzy czesci i kazda z tych czesci to inny kraj. Ciudad del Este - Paragwaj, Foz do Iguazu - Brazylia, Puerto de Iguazu - Argentyna.
Wodospady sa w czesciach Argentynskiej i Brazylijskiej. Nie trzeba odprawiac sie paszportowo tzn. teoretycznie trzeba (pan w okienku Migration powiedzial, ze trzeba) ale wodospady znajduja sie w zasiegu komunikacji miejskiej i nie ma kontroli.
Po Boliwi, gdzie turysta praktycznie sie sam obsluguje, przenieslismy sie w inny wymiar turystyki. W parku narodowym, na terenie ktorego znajduja sie wodospady, placisz bilet wsiadasz do autobusu i zwiedzasz. Wszyscy mowia w trzech jezykach minimum (portugalski, hiszpanski, angielski czasami niemiecki bo tu duuzo Niemcow).
Jest jak zwykle jedno ale. Pojawilo sie mnostwo turystow. Tysiace. Nagle znalezlismy sie w miejscu, gdzie zostalismy totalnie ubezwlasnowolnieni. Wodospad sam w sobie ekstra.
My jestesmy troche sado macho bo lupimy sie zciurac (zmeczyc), wypruc flaki aby dotrzec do celu i wtedy czuc smak zwyciestwa :)
Aby bylo sie czym pochwalic, zjdecia pobralismy z internetu :)
Nie uwierzycie, ale jednak tam bylismy. Znow WINDOWS 7 zezarl nam karte ze zdjeciami.
Co tam bylo?
Mennonici, o ktorych byla mowa wczesniej.
Najwieksza wodna elektrownia swiata, ITAIPU.
Najwieksze skupisko wodospadow swiata, IGUAZU.
Na poczatku nie robily wielkiego wrazenia, ale im dalej sie szlo pomostem tym czlowiek stawal sie bardziej mokry. Ogromne i mocno szumiace wodospady. Czad. Zwiedzilismy je ze strony Brazylijskiej.
Od pòczatku.
Zajechalismy do miejscowosci Ciudad del Este. miejscowosci podzielonej rzeka na trzy czesci i kazda z tych czesci to inny kraj. Ciudad del Este - Paragwaj, Foz do Iguazu - Brazylia, Puerto de Iguazu - Argentyna.
Wodospady sa w czesciach Argentynskiej i Brazylijskiej. Nie trzeba odprawiac sie paszportowo tzn. teoretycznie trzeba (pan w okienku Migration powiedzial, ze trzeba) ale wodospady znajduja sie w zasiegu komunikacji miejskiej i nie ma kontroli.
Po Boliwi, gdzie turysta praktycznie sie sam obsluguje, przenieslismy sie w inny wymiar turystyki. W parku narodowym, na terenie ktorego znajduja sie wodospady, placisz bilet wsiadasz do autobusu i zwiedzasz. Wszyscy mowia w trzech jezykach minimum (portugalski, hiszpanski, angielski czasami niemiecki bo tu duuzo Niemcow).
Jest jak zwykle jedno ale. Pojawilo sie mnostwo turystow. Tysiace. Nagle znalezlismy sie w miejscu, gdzie zostalismy totalnie ubezwlasnowolnieni. Wodospad sam w sobie ekstra.
My jestesmy troche sado macho bo lupimy sie zciurac (zmeczyc), wypruc flaki aby dotrzec do celu i wtedy czuc smak zwyciestwa :)
Aby bylo sie czym pochwalic, zjdecia pobralismy z internetu :)
wtorek, 4 grudnia 2012
1711.9
Tyle kilometrow napedalowalismy sie. Duzo, nie duzo.
W drodze do Paragwaju przez wielkie nic, doszlismy do wniosku, ze swoje juz przejechalismy. To co przed wyjazdem z Bogoty wydawalo nam sie niemozliwe, dzis stalo sie faktem. Przejechalismy Andy ! Zajelo nam to... o ho ho
Nowe, ciekawe przezycie jechac taki kawal rowerami.
Zdecydowanie warto bylo.
Zawrocilismy wiec do naszego ulubionego Villamontes i zaczelismy szukac "dobrych rak".
Internet daje nieskonczone mozliwosci.Natknelismy sie na blog dwoch salezjanek http://tarija.blog.swm.pl (2 wolontariuszki z Wroclawia). Decyzja zapadla i tak po dwoch dniach zapukalismy do sierocinca z propozycja nie do odrzucenia. Zostalismy cieplo przyjeci przez Kaje, Manuele i siostre Danute oraz siostry Marianne i Petronelle. No i przez ksiedza Piotra Czas spedzony z nimi byl bardzo cieply i przyjemny.
Pozdrawiamy Was serdecznie niech rowery sluza !
Potem 34h w autobusach i juz jestesmy w Asuncion.
Przejechalismy przez El Chaco w autobusie. El Chaco zajmuje 61% powierzchni Paragwaju (czyli jakies 3/4 Polski) i zamieszkuje go okolo 120 tys. ludzi, glownie mennonitow. Innymi slowy - to jest wielkie odludzie.
Dla lepszego zobrazowania napiszemy jeszcze ze od jednej budki paszportowej do drugiej budki jechalismy autobusem prawie 4h !
Po drodze mnostwo kontroli policyjnej, narkotykowej z psami itp.
Skutki braku rowerow odczuwamy bardzo bolesnie. Nie ma co robic za dnia. A jak nie ma co robic to sie wydaje pieniadze. Ech...
Trzeba cos wymyslic nowego ;)
PS. Paragwaj nie dysponuje juz kafejkami internetowymi wiec na zdjecia musicie poczekac.
W drodze do Paragwaju przez wielkie nic, doszlismy do wniosku, ze swoje juz przejechalismy. To co przed wyjazdem z Bogoty wydawalo nam sie niemozliwe, dzis stalo sie faktem. Przejechalismy Andy ! Zajelo nam to... o ho ho
Nowe, ciekawe przezycie jechac taki kawal rowerami.
Zdecydowanie warto bylo.
Zawrocilismy wiec do naszego ulubionego Villamontes i zaczelismy szukac "dobrych rak".
Internet daje nieskonczone mozliwosci.Natknelismy sie na blog dwoch salezjanek http://tarija.blog.swm.pl (2 wolontariuszki z Wroclawia). Decyzja zapadla i tak po dwoch dniach zapukalismy do sierocinca z propozycja nie do odrzucenia. Zostalismy cieplo przyjeci przez Kaje, Manuele i siostre Danute oraz siostry Marianne i Petronelle. No i przez ksiedza Piotra Czas spedzony z nimi byl bardzo cieply i przyjemny.
Pozdrawiamy Was serdecznie niech rowery sluza !
Potem 34h w autobusach i juz jestesmy w Asuncion.
Przejechalismy przez El Chaco w autobusie. El Chaco zajmuje 61% powierzchni Paragwaju (czyli jakies 3/4 Polski) i zamieszkuje go okolo 120 tys. ludzi, glownie mennonitow. Innymi slowy - to jest wielkie odludzie.
Dla lepszego zobrazowania napiszemy jeszcze ze od jednej budki paszportowej do drugiej budki jechalismy autobusem prawie 4h !
Po drodze mnostwo kontroli policyjnej, narkotykowej z psami itp.
Skutki braku rowerow odczuwamy bardzo bolesnie. Nie ma co robic za dnia. A jak nie ma co robic to sie wydaje pieniadze. Ech...
Trzeba cos wymyslic nowego ;)
PS. Paragwaj nie dysponuje juz kafejkami internetowymi wiec na zdjecia musicie poczekac.
poniedziałek, 3 grudnia 2012
Dziwny jest ten swiat...
Zasiedzielismy sie troche w VillaMontes, krazac po uliczkach miasteczka w te i we wte. No i na dobre wyszlo nam. Wypoczeci podejmujemy lepsze decyzje - ale o tym pozniej;)
Tak sobie krazac zauwazylismy w miescie dziwnych kolesi. Bialasy, wysocy, blond wlosy, no i dosc dziwne stroje jak z filmu kostiumowego o wsi z czasow rewolucji przemyslowej albo cos o dawnych kowbojach - spodnie na szelkach, koszule w krate, kapelusze slomkowe i bujaja sie konmi po miasteczku. Nicodzienny widok jak na Boliwie.
Skojarzyli nam sie z Amiszami, wiec zaraz predko na internet pobieglismy sprawdzic czy Amisze "wystepuja" w Boliwii. Okazalo sie ze owszem wystepuja. Nasze zdziwnienie uroslo do rozmiarow gigantycznch jak przeczytalismy o rosyjskich amiszach, ktorzy uciekali ze Zwiazku Radzieckiego przez Chiny do Boliwii.
Ale to nie ci!
Ale to nie ci!
Now wiec szukalismy dalej co to za cudaki, zaczelismy pytac ludzi. Okazuje sie ze to Menonici. Odlam korserwatywnych protestantow z Holandii! Zyja sobie w swoich koloniach-enklawach w Boliwii i Paragwaju, mowia po niemiecku, uprawiaja role, nie uzywaja techniki, motoryzacji, ucza sie tylko czytac pisac nic zbednego co zasmieca im glowe i mysli jak np. geografia czy fizyka, podobno hiszpanski znaja tylko ze sluchu, ale zagadnelismy jedna Pania i mowila dosc dobrze po hiszpansku. Mowila nam ze pobliska kolonia sklada sie z okolo 90 rodzin a takich kolonii w regionie jest kilka. Na pytanie czy zycie tutaj jest ciezkie czy przyjemne odpowiedziala z usmiechem ze teraz gryza komary:)
Zony biora tylko ze swoich spolecznosci. Dla nich ciezka praca jest religia, od rana do wieczora pracuja. Nie sluchaja muzyki, muzykuja tylko ku chwale Boga. Czytalismy i zauwazylismy, ze maja duzy szacunek wsrod Boliwijczykow, bo oni (Boliwijczycy) delikatnie mowiac nieroby chyba niepodolali by takiej ciezkiej pracy na roli. Jest tutaj ogrom ziemi, ktorej jednak nikt oprocz Mennonitow nie uprawia na taka skale.
niedziela, 25 listopada 2012
Wyprawa do dzungli
Szumnie zapowiadana wyprawa do jungli zakonczyla sie lekkim brakiem przyslowiowej wisienki na torcie.Po dwoch dniach jazdy autobusami dotarlismy do miejsca poczatku wyprawy. Plan byl prosty: dojechac, wziac lodke (fracht) i plynac rzeka przez 5-7 dni, a pozniej sie zobaczy.
Kto by pomyslal, ze kapitan nie bedzie chcial wziac dwojki prawie sympatycznych Polakow i dwojki francozow. Wlasnie, nie pisalismy nic o Francuzach. Jest ich w Ameryce Lacinskiej cale mnostwo (wiecej niz Niemiaszkow). Przed wyjazdem na nasza wycieczke w swiat myslelismy o Francuzach jako o zadufanym w sobie narodzie, ktory nie uczy sie zadnych jezykow obcych (bo sa chyba zbyt dumni ze swojego). Po doswiadczeniach zebranych tu, wiemy juz, ze to wszystko jest prawda.
Wracajac do kapitana. Nie chcial nas wziac a nastepna lodka wyplynie moze 3 dni, moze 4 dni po tej, ktora jeszcze nie wyplynela.
Reasumujac.
Siedzielismy w Trinidadzie 4 dni i podziwialismy rozne zwierzaki.
Po tygodniu ciezkiej pracy
mate z kolegami |
środa, 21 listopada 2012
Co Boliwijczyk ma wspolnego z Poznaniakiem?
Obaj nie wyjezdzaja ze swojego miasta nigdy w zyciu! ;)
Niektorzy nawet (mowa o Boliwijczykach) nie wiedza gdzie jest dworzec autobusowy lub kolejowy bo nigdy tam nie byli.
Nie warto pytac co jest za zkretem lub za gorka bo na pewno Cie oklamia, a klamia strasznie. Jedna z teori mowi, ze oni niegdy nie powiedza "nie wiem", a niegrzecznie jest nieodpowiedziec wiec klamia.
Niektorzy nawet (mowa o Boliwijczykach) nie wiedza gdzie jest dworzec autobusowy lub kolejowy bo nigdy tam nie byli.
Nie warto pytac co jest za zkretem lub za gorka bo na pewno Cie oklamia, a klamia strasznie. Jedna z teori mowi, ze oni niegdy nie powiedza "nie wiem", a niegrzecznie jest nieodpowiedziec wiec klamia.
piątek, 16 listopada 2012
Koniec z Andami
KM 11193
Przetransportowalismy sie ze slabo prezentujacego sie miasta Potosi (pewnie ze wzgledu na swoj gorniczo-gorsko-nijaki charakter) do miasta cud. Tarija, miasto z innej planety. zastanawialismy sie czy przypadkiem nie przespalismy granicy z jakims innym panstwem i ktos zapomnial nam wbic pieczatki do paszoprtu lub czy nie teleportowalismy sie w czasie.
Skonczyly mi sie koszulki. Niby mozna wszedzie kupic ale po co? Wystarczy wziac udzial w teleturnieju i juz dwie swieze koszuleczki sa w plecaku.
Przetransportowalismy sie ze slabo prezentujacego sie miasta Potosi (pewnie ze wzgledu na swoj gorniczo-gorsko-nijaki charakter) do miasta cud. Tarija, miasto z innej planety. zastanawialismy sie czy przypadkiem nie przespalismy granicy z jakims innym panstwem i ktos zapomnial nam wbic pieczatki do paszoprtu lub czy nie teleportowalismy sie w czasie.
Skonczyly mi sie koszulki. Niby mozna wszedzie kupic ale po co? Wystarczy wziac udzial w teleturnieju i juz dwie swieze koszuleczki sa w plecaku.
zaspiewalismy "Hej sokoly" - nikt nic nie zrozumial |
Niesamowite jak pewne drobne rzeczy potrafia cieszyc czlowieka: supermarket, czyste ulice, ciepelko za dnia i w nocy oraz drzewa. Ostatnie zielone drzewa widzielismy w Ekwadorze !! Tu ich cale mnostwo i palmy...
I dalej w droge aby na dobre wyjechac z gor. Nie bylo latwo.
Droga wiodla raz w gore i w dol, w gore i w dol.
Po 5 dniach bajecznej, meczacej drogi dotarlismy do Villamontes.
Na trasie rozne rzeczy sie dzialy: slyszelismy o groznych wezach grasujacych w nocy i widzielismy spokojnie podazajace pajaki wielkosci reki :)
/noce wolelismy spedzac bezpiecznie np. u ksiedza na podworku (niemiluch z Wloch)
do kosciola nie chial wpuscic ale swinie na parafie moga wchodzic!! |
, w szkole lub niewyremontowanym domu gdzie od 5 rano patrzyly na nas 3 kobietki co to za dziwadla jezdza na rowerach/; jedzilismy pick up´em na pace i cieszylismy sie jak male dzieci, pchalismy 5h rowery pod gore aby pozniej zjezdzac tylko 20 minut i isc spac.
Tam gdzie koncza sie Andy, zaczyna sie YERBA MATE |
Burzymy stereotypy. Turysta nie musi miec plecaka lub walizki na kolkach. Teraz turysta moze wygladac tak:
zostawiwszy rowery jedziemy do dzungli |
Subskrybuj:
Posty (Atom)