piątek, 24 sierpnia 2012

Ku granicy

Kraina kawy zostalismy oczarowani. Na deser zostawilismy sobie motylkownie:




Zgodnie z zasada jechac tak aby sie nie zajechac wyruszylismy spokojnie na poludnie. Widoczki super, nawet zaczelismy dostrzegac u Kolumbijczykow pewne oznaki sympatycznosci.




Noclegi w tanich hotelikach lub motelach, w ktorych albo nie ma okien, albo co godzine przyejzdza ktos na pukanko, albo nie wiesz czy zdychasz z dusznosci czy z tego ze cie komary zjadaja. Sa dwie cechy, ktore lacza wszystkie te noclegownie - sa tanie i maja tylko jeden rodzaj wody, lodowata.
W Cali (bardzo duze miasto, stolica tanca) trafiamy na festiwal muzyki Pacyfiku. Byl czad.


 Ostatnie 400km do granicy przejechalismy w autobusie. Szybki montaz rowerow na dworcu.
Jestesmy w Ekwadorze.

5 komentarzy:

  1. general kiszczak28 sierpnia 2012 11:01

    Powiem krotko, JARAM SIE Xd

    OdpowiedzUsuń
  2. La pase muy bien con ustedes, los admiro mucho, dentro de unos años creo que yo también haré un viaje así como el de ustedes!

    OdpowiedzUsuń
  3. Att: con el que bailaron en el petronio! Cali-Valle

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hola Andres, no se por que no he visto ese comento antes!!!! Estupendo que has visitado nuestra pagina. Come te gusta? Es verdad que esta noche en Cali era loca y me gusta muchisimo como te bailas, me desea bailar como tu:) Besos a ti y todos tus amigos :**** Magdalena

      Espero que regreso a Colombia una vez o puedes visitar nosotoros en Polonia

      Usuń