KM 9162
(bez wojazy na Wyspach Karaibskich - google nie umie policzyc)
Droga przez jezioro Titicaca troche nam sie ciagnela. Nie dlatego, ze jestesmy slabi ale dlatego, ze co wies to impreza.
Pierwszego dnia jazdy (wyjechalismy z Puno w kierunku granicy z Boliwia) trafilusmy na swieto szkoly. Co chwile parada tanca, spiewu i grajkow. Jednym wychodzilo to lepiej innym troche gorzej ale zabawa byla przednia.
Ledwo ujechalismy 27km a we wsi wesele. Jakims cudem znalezlismy sie na przyjeciu. A tam ludzi okolo 80, zero jedzenia, zero stolow tylko kazdy z gosci przynosi skrzynke piwa. Niektorzy jedna (po to tylko aby ja zaraz przytulic i wypic od razu), a niektorzy takich skrzynek mieli ze 4. Skladajac zyczenia posypuja glowe mlodych nieskonczona uloscia konfeti.
Po godzinie pojawilo sie jedzenie. Hit. Bulka z kotletem i surowka w postaci kapusty i plastra pomidora. Zestaw zwany dalej hamburgerem. Ci pierwsi dostali hamburgera na plastikowych tacach a Ci rozmieszczeni dalej (sala to takie betonowe patio, gdzie wszyscy siedza przy scianach) dostali juz po hamburgerze w reklamowce. Niestety bylismy juz najedzeni aby "zasmakowac" weselnego jedzenia ale piwka nie odmowilismy.
z prezentow to jeszcze komplet do sypualni |
Po nastepnych 20 km wielka fiesta w miasteczku ku czci patronki parafii Dziewicy Mercedes, taki nasz odpust. Wszyscy tancza, graja, pija i sikaja wszedzie.
Ostatnie dni w Peru wspominamy nadwyraz sympatycznie tylko slonce nas nie oszczedzilo i wpadlismy w szal robienia zdjec, ze nie mozemy sie teraz z nich wygrzebac.
Boliwia troszke inna i ceny juz przyjemniejsze. Przyklad: pokoj na dwie noce i dwie osoby = 23zl.
W La Paz juz drozej 28zl za jedna noc i dwie osoby :)
A jezioro i okolice wygladaja tak:
Jestesmy w nieoficjalnej stolicy Boliwii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz