W La Paz kazda agencja turystyczna oferuje wyprawe rowerowa na "droge smierci". Ta szumna nazwe otrzymala droga z La Paz do Coroico, ktora pokonuje 3500 m roznicy wysokosci na odcinku 64 km.. Droga dosyc waska i szutrowa. Dwie ciezarowki badz autobusy maga sie minac tylko na zkaretach. Dzis droga smierci jest tylko turystyczna atrakcja bo troszke wyzej idzie dobra asfaltowa trasa nr 3.´
Ja pojechalem sam, bez agencji.
Oj bylo ciezko bo aby zhjezdzac w dol najpierw trzeba podjechac pod gore, ktora w tym przypadku miala 4707 m n.p.m. Bite 5h podjezdzalem ponad kilometr pod gore. Dystans to tylko 28 km.
Widoki super i dalej z gorki, i peszek, zlapana guma. Kolejny peszek, moja pompka tez zepsuta, a na droge smierci jeszcze nie wjechalem. Spedzilem ponad 2h az ktos uzyczy mi popmki. Wlasnie po 2h, dziadek, ktory caly czas krecil sie kolo mnie zapytal
- Ja mam pompke, ule chcesz mi za serwis zaplacic?
- Pocaluj mnie w dupe Ty palancie*- pozdrowilem go serdecznie
/*to slowo bylo troche inne ale wydzwiek podobny/
Po 5 minutach, w ktorych wyjasnilem starszemu dziadowi, ze nie dostanie ani grosza uzyczyl mi pompke.
Ruszam dalej , a tu grzmoty, chmury opadly i pada /wysokosc 3354 m n.p.m./. A mialy byc bananowce, zalamka. Wg mapy zostalo mi 8 km pod gorke do zjazdu na droge. Walka trwa. Po 12 km jest skrzyzowanie, ale znow powietrze z kola ucieklo. No nic zjezszam w dol kamiecista droga a tu ... zawrotka po kamieniach po gorke.
Po 72 km jazdy z czego okolo 45 po gore nie mam sily juaz na jazde po plaskim a mgla non stop sie utrzymuje. Lapie na stopa pick up'a i wracam do La Paz.
"Droga smierci" nie zdobyta. W hostelu sie okazalo, ze braklo mi 2-3 km do zjazdu na droge, ale i tak nylo warto jechac.
Na koniec wymiana felernej pompki /po prawej sprawca przygody, po lewej godny nastepca/