piątek, 31 maja 2013

Maly Tybet

Maly Tybet.


Sniezyca.  
Byl 25 maja, sobota, godzina 14.00, kiedy juz wracalismy autobusem z miejscowosci Leh w stanie Ladakh zwanym "malym Tybetem". Kierowca zatrzymal sie, aby sie zdrzemnac (a my z nim).


Po drzemce ledwo co ruszylismy a tu deszcz i zimno. Droga zostala zamknieta ze wzgledu na duze opady deszczu, ktore wieczorem zamienily sie w spory snieg. Tym oto sposobem utknelismy wraz z setkami ludzi w malej wiosce Dras, ktora ma miano "najzimniejsza miejscowosc Indii". W internecie podaja, ze panuje tu arktyczny klimat. Trzy lata temu zanotowano -61 st. C. No i my w tym Dras, ktory otoczony jest pieknymi gorami, a za gorami czaja sie Pakistanczycy, popijamy mleczna herbatke czekajac na lepsze czasy. U nas bylo okolo 2 st. C oraz snieg, a w New Delhi 48 stopni ciepla!


Od poczatku.
Wyjechalismy ze Srinagar do Leh (buddyjski stan Ladakh). Poprzez gory i gory wleklismy sie 24 godziny dzielnym autokarem marki Tata w wersji delux bez przerwy i bez zmiany kierowcy.



Gory mniej zielone ale rownie bajeczne. Inny swiat.





Rowniez podejscie ludzi bardzo pozytywne. Nikt cie nie zaczepia, nikt nie idzie za toba, nikt nie jest nachalny. Miod, malina. Jestemy na 3500 m. n.p.m. - glowa troche boli, ale twardym trzeba byc.






Miasto bardzo przyjemne do dziennych spacerkow i podziwiania buddyjskich swiatyn. 
Decydujemy sie na wynajecie legendy, motocykl Royal Enfield 350 ccm, po to aby bez wstydu jezdzic w pizamie. Wbrew europejskim standardom do wyprawy nie trzeba miec super nowoczesnych ubran i sprzetu. Bierzesz co masz, lekko podrasowujesz i wio przed siebie.




Na pierwszy ogien idzie Khardung La. Najwyzsza przelecz, przez ktora przebiega droga. 5602 m. n.p.m. zdobyte jak sie okazalo w nietrudny sposob. Byly oczywiscie momenty ciezkie jak z lewej snieg, z prawej snieg, a na przeciw ciezarowka. Nic tylko wbic Enfielda w snieg (byle nie od strony spadku) i chowac nogi, aby ciezarowka ich nie najechala. Droga jest drozna ze wzgledu na liczne bazy wojskowe w tym rejonie.




5602 m n.p.m. zdobyte
Trasa za przelecza to jest ta, o ktorej bede mowil jedna z najpiekniejszych drog, ktorymi jechalismy. Niesamowite widoki i szok.






Po drugiej stronie gory jest pustynia. W drodze powrotnej nastepnego dnia nie obylo sie bez niespodzianek. Zlapanie gumy to nic wielkiego. Trzeba lapac stopa i jechac z kolem godzine drogi do wulkanizatora i wracac. Ruch na drodze zaden, wiec cala naprawa zajmuje nam bez mala 4 godziny.


Snieg dziwnym sposobem stopnial ostatniej nocy i droga wiodla przez potoczki i kaluze.



Nastepna wycieczka miala charakter asfaltowy. Podziwnianie widoczkow, objadanie sie momosami i takie tam pierdoly.

 

Do momentu kiedy znow nie zlapalismy gumy. Na szczescie we wsi, w ktorej stacjonowala jednostka wojskowa oraz wulkanizator. Pech chcial, ze mechanik poszedl w gory  pomodlic sie. Zanim sie tego dowiedzielismy, mechanika szukaly juz dwa wozy wojskowe i jeden cywilny, bo bialasy mialy przebita detke. Koniec koncow po paru godzinach z naprawionym kolem siedzielimy u tybetanskiej rodziny w domu.


I tak po tygodniowym pobycie w rejonie innym niz cale Indie wsiedlismy do powrotnego autobusu.
Niestety to sa wciaz Indie. 
Utknelismy we wspomnianym Dras, wsi w ktorej normalnie noclegi kosztuja 60 Rs za pokoj. W dniu kiedy masa ludzi szuka noclegu, bo droga jest nieprzejezdna, jest zimno i pada snieg, noclegi osiagaja astronomicznych sum. My spimy w garazu z trzema mlodymi hindusami za 1000 Rs za garaz.


W poniedzialek poznym popoludniem dostajemy zielone swiatlo na przejazd i z dusza na ramieniu jedziemy po serpentynach.



Przesiadka do kolejnego samochodu a pozniej do autobusu i jestesmy znow w Chandigarh - sroda 7.30 rano :)

1 komentarz:

  1. Motocykl piękny. Nie wiedziałem, że w Indiach może być tak zimno. Po raz kolejny zaskakujecie. Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń